Nie do utrzymania jest obecny stan rzeczy – gdy związki są aktywne jedynie w państwowych
Historie opisane przez DGP – bardzo wysokie pensje działaczy z KGHM czy bezpłatne
Polski problem bowiem polega na tym, że związki zawodowe są obecne tam, gdzie ich najmniej potrzeba. A nie ma ich tam, gdzie by się przydały. Działają prawie wyłącznie w wielkich państwowych spółkach, gdzie problem łamania praw pracowniczych jest stosunkowo marginalny.
Zarząd to zarząd?
Wielkich centrali związkowych nie było za to w supermarketach. Tam rzeczywiście wyzyskiwani
Były odpowiadający za górnictwo wiceminister
I to jest clou problemu. Życie w polskich centralach związkowych potoczyło się jak w „Folwarku zwierzęcym”, gdzie część stworzeń postanowiła się upodobnić do znienawidzonego farmera Jonesa. Aby być sprawiedliwym – sytuacja jest wygodna dla obu stron. Prezesi państwowych spółek szybko potrafią ułożyć sobie życie ze związkową wierchuszką. Stąd pensje w KGHM i darmowe liczniki w Enei. W końcu nie płacą z własnej kieszeni, stąd lekką ręką dają takie profity. Nawiasem mówiąc, od kilku kadencji w Sejmie zasiada pewien poseł SLD, działacz jednej ze spółek węglowych, którego związkowa pensja jest tak wysoka, że sam zrezygnował z poselskiej diety.
Nepotyzm i zabobony
Inny parlamentarzysta-związkowiec jest prezesem klubu sportowego, którego lista sponsorów składa się niemal wyłącznie z państwowych spółek. Symbioza polega też na dziedziczeniu stanowisk w tychże firmach, zatrudnianiu dzieci, szwagrów itd.
Potrzebny jest też społeczny nacisk, ale inny od tego, który mamy do tej pory. Przeważająca część elit – przykładając kategorie estetyczne do polityki i spraw społecznych – ochoczo oznajmia, jak bardzo brzydzi się związkami. Niektórzy twierdzą nawet, że nie są one potrzebne w warunkach nowoczesnej gospodarki wolnorynkowej. Ten popularny zabobon – bo tego inaczej nie da się określić – też nie pomaga zmianom.
Piękna panna zmarła
Pewnie niektórzy pamiętają film o Jimmym Hoffie, liderze amerykańskiego związku transportowców. Cała czołówka tego związku – razem z bossem – byli to łapówkarze i szantażyści. Siedzieli w więzieniu, Hoffa zaginął, prawdopodobnie zamordowany za mafijne
To historia skrajnie patologiczna i nieestetyczna. Jednak nikt w Stanach nie myślał, by likwidować związki lub ograniczać ich uprawnienia. Pomyślano za to, jak wyplenić patologiczne zachowania na związkowych szczytach i jak sprawić, by ludzie pokroju Hoffy więcej nimi nie kierowali.
Pogódźmy się wreszcie z tym, że nigdy nie będzie już pięknej panny „S”. Nie ona nam potrzebna, ale nieskorumpowana, rozsądna, a zarazem odważna reprezentacja pracowników.