Piotr Skwirowski: Po co nam nowy Kodeks pracy? Ten, który jest trzeba wyrzucić do kosza?
Monika Gładoch, wiceprzewodnicząca Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, ekspertka Pracodawców RP, prof. UKSW, dr hab. nauk prawnych, radca prawny: Obowiązujący Kodeks pracy pochodzi z 1974 r. Jak mniemam, rządzący obecnie politycy postanowili stworzyć nowe dzieło, które chcą dać ludziom pracy. Z takim nastawieniem, że trzeba zrobić porządek z umowami śmieciowymi. Ale też nowy Kodeks, miał być Kodeksem XXI wieku. Były więc oczekiwania, że znajdzie się tam coś nowoczesnego. Do prac nad nowym Kodeksem powołano komisję kodyfikacyjną. Prace komisji właśnie się kończą. Na stworzenie nowego Kodeksu komisja miała niestety tylko 18 miesięcy.
To mało?
- Bardzo mało. To bardzo krótki czas. Tyle pracuje się czasami nad jedną krótką ustawą. Mało tego wymyślono, że w miejsce dzisiejszego jednego Kodeksu pracy będą dwa. Indywidualny, czyli taki, który dotyczy wzajemnych relacji pomiędzy pracodawcą i pracownikiem. I zbiorowy, regulujący relacje między związkami zawodowymi i pracodawcą lub też innymi przedstawicielstwami pracowników, na przykład radami pracowników. Tu uregulowano m.in. kwestie sporów zbiorowych, układów zbiorowych pracy i innych porozumień zbiorowych.
Udało się przygotować oba nowe kodeksy?
- Tak. Z tym, że miały być one krótkie, zwięzłe i proste. Tymczasem oba, wspólnie, liczą ponad tysiąc artykułów. To jest to dzieło komisji, które udało się wypracować w ciągu 18 miesięcy.
To ogromny akt prawny! Nie dało się wypracować czegoś krótszego, prostszego?
- Nie dało się. Napawa mnie niepokojem to, jak ludzie zrozumieją przepisy indywidualnego prawa pracy. Tym bardziej, że nawet w gronie członków Komisji są wątpliwości jak pewne regulacje odczytywać. My, znając intencję przepisu, możemy go sobie wyinterpretować. Niestety, przedsiębiorca czy pracownik, który weźmie do ręki ten przepis, po prostu go nie zrozumie. Myślę, że to bardzo duży mankament Kodeksu indywidualnego.
Da się go jakoś usunąć?
- Wątpię. Zawarte tu przepisy są niezwykle skomplikowane. Są nieprawdopodobnie szczegółowe.
Może to dobrze?
- Nie wiem czy to dobrze, gdy tekst prawny jest instrukcją obsługi. Jeśli wyciągamy instrukcję obsługi z pudełka z zakupionym sprzętem i liczy ona kilkadziesiąt stron, po prostu odechciewa nam się czytać. Kodeks pracy, będzie tak dużym aktem prawnym, że już na wstępie nie będzie nam się go chciało otwierać. Ludzie będą się w tym gubić. We Francji nowy Kodeks pracy, który niedawno wszedł w życie, został odchudzony trzykrotnie. Stał się bardzo konkretnym dokumentem. Zrezygnowano z jakichś dziwnych konstrukcji. To pokazuje, że Zachód idzie w innym kierunku. My natomiast stworzyliśmy Kodeks, który jest napisany w duchu prawa administracyjnego. Czyli, co ci wolno obywatelu, a czego ci nie wolno. I to w niesamowitych szczegółach. Dotyczy to nawet podstawowych procedur, chociażby rozwiązywania umowy.
żródło: http://next.gazeta.pl