Dzisiaj Trybunał Konstytucyjny rozstrzygnie, czy kobiety powinny pracować do 65 lat. Konieczność wydłużenia i zrównania wieku emerytalnego lepiej rozumieją Polacy niż rząd. Co trzeci z nas zgadza się, by kobiety i mężczyźni kończyli pracę w wieku 65 lat, przeciw jest 66 proc. – wynika z sondażu Homo Homini dla „DGP”. W 2003 r., gdy taka propozycja padła w tzw. planie Hausnera, oponowało 90 proc. badanych.
Jeśli nie rosnące przyzwolenie obywateli, to może Trybunał Konstytucyjny zmusi polski rząd do reform. Dzisiaj orzeknie, czy niższy wiek kobiet jest zgodny z ustawą zasadniczą.
Wyniki naszego sondażu zaskakują jeszcze bardziej, gdy porównamy je z nastrojami społeczeństw w Unii. W dotkniętej kryzysem Grecji poparcie dla reform wcale nie jest wyższe niż w rozwijającej się Polsce. A w Niemczech 81 proc. badanych chce wycofania się rządu z decyzji o podniesieniu wieku emerytalnego do 67 lat.
– Zaczynamy rozumieć, że tylko dłuższa praca zapewni nam bezpieczeństwo wypłat emerytur – komentuje te wyniki prof. Janusz Czapiński z UW.
Dociera do nas, że się starzejemy i ktoś musi zarobić na świadczenia. Nie bez znaczenia są informacje o kłopotach finansowych ZUS czy gigantycznych dopłatach do KRUS.
Ekonomiści uprzedzają, że bez reform grozi nam albo obniżka emerytur, albo podnoszenie podatków. Tymczasem nie ma żadnych argumentów za utrzymaniem niższego wieku kobiet. – Ani nie żyją krócej, ani nie są w gorszym zdrowiu. A dla gospodarki ich ucieczka na świadczenia to strata – mówi Wiktor Wojciechowski z Fundacji FOR. Jako przykład eksperci podają łotewski i węgierski scenariusz. Bałtowie obniżyli w ub.r. emerytury nawet o 70 proc., a Węgrzy podnieśli zaledwie w ciągu 2 lat wiek emerytalny z 62 do 65 lat.
Ale nie dalej jak wczoraj minister Fedak powtórzyła: – Nie widzę powodu do zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Rządy unijne reformują mimo oporu społeczeństw. Rząd polski zwleka, choć nie musi się bać blokad i strajków.
Nie ma właściwie żadnych argumentów, aby utrzymywać w Polsce niższy wiek emerytalny kobiet. Przeczą temu nie tylko dane medyczne czy to, że kobiety żyją dłużej niż mężczyźni. Jest to też nieefektywne ze względu na wypłacalność ZUS czy sytuację na rynku pracy.
Premia za dłuższą pracę
Rzecznik praw obywatelskich (RPO), który zaskarżył w 2007 roku niższy o 5 lat wiek emerytalny kobiet, przekonuje, że powoduje on ich dyskryminację, bo ich świadczenia są niższe. Pracując krócej, mniej lat oszczędzają na emeryturę, a dłużej ją pobierają. A w nowym systemie emerytalnym jest ona liczona przez podzielenie kapitału w ZUS i OFE przez statystyczną długość trwania życia. Im później się na nią przejdzie, tym jest wyższa.
– Każdy rok dodatkowego oszczędzania podwójnie premiuje emeryta – zauważa prof. Marek Góra, współtwórca reformy emerytalnej.
Tłumaczy, że po pierwsze ma on coraz więcej pieniędzy na kontach, a po drugie kapitał ten jest dzielony przez mniejszą wartość. Jak podaje GUS, osoba mająca 60 lat ma statystycznie do przeżycia 20,6 lat, a 65-letnia – 17 lat. W pierwszym przypadku każde 100 tys. da jej około 403 zł, a w drugim – 488 zł miesięcznie. Jeśli ubezpieczony zgromadzi np. 800 tys. zł, na opóźnieniu o 5 lat odejścia z rynku pracy zyska prawie 700 zł miesięcznie.
RPO przekonuje też, że nie można wskazać żadnych racjonalnych argumentów usprawiedliwiających utrzymanie różnego wieku. Tłumaczy, że nie da się wykazać, iż różnice biologiczne i społeczne między kobietami a mężczyznami mają tzw. relewantny charakter, a więc pozostają w bezpośrednim i koniecznym związku z dokonanym zróżnicowaniem. Co więcej, jak wskazuje RPO, dłuższe trwanie życia kobiet i brak wskaźników o ich gorszym stanie zdrowia powodują, że wiele krajów zrównuje – lub już to zrobiło – wiek emerytalny obojga płci.
80 proc. krajów ma równy
Tak stało się niemal w całej Europie. Spośród 27 krajów UE, trzech Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Szwajcarii tylko osiem, w tym Polska, tego nie zrobiły. Są to – poza Włochami – kraje tzw. nowej Unii (m.in. Rumunia, Bułgaria, Słowenia) oraz Szwajcaria. W tej ostatniej jednak wiek kobiet to 64 lata, a mężczyzn 65 lat. Ciekawe rozwiązanie funkcjonuje w Czechach, które uzależniają wiek emerytalny kobiet od tego, ile wychowały dzieci. Dla bezdzietnych kobiet wyniesie on docelowo 62 lata, a dla tych, które urodziły pięcioro lub więcej dzieci 59 lat.
Jak podkreśla prof. Gertruda Uścińska, przez wiele lat w krajach europejskich i na świecie wiek emerytalny kobiet był niższy o blisko 5 lat. Uzasadniano to tradycją i obciążeniem obowiązkami rodzinnymi kobiet.
Mało aktywni bankruci
– Dane demograficzne pokazują, że kobiety żyją dłużej i nie tracą zdolności do pracy wcześniej niż mężczyźni – mówi Gertruda Uściska.
Dodaje, że proces zrównywania wieku emerytalnego powinien być rozłożony w czasie m.in. ze względu na naruszenia praw nabytych do przejścia na emeryturę w ustalonym wieku.
Za podniesieniem tego wieku przemawiają też sytuacja na rynku pracy i korzyści dla gospodarki. Musimy wydłużać aktywność zawodową.
– W Polsce pracuje zaledwie 32 proc. osób w wieku 55 – 64 lata. To jeden z najniższych w UE wskaźników – mówi Agnieszka Chłoń-Domińczak z SGH.
Podobnie jest z tzw. efektywnym wiekiem emerytalnym, tj. momentem faktycznego przechodzenia na świadczenia. Jak już pisaliśmy, nie wzrósł on na razie nawet po wygaszeniu w ubiegłym roku części przywilejów emerytalnych. Mężczyźni odchodzący na emeryturę mają zaledwie 61 lat, a kobiety – 57,8 lat.
Do wydłużania aktywności przekonuje też trudna sytuacja finansowa ZUS. Jest on zasilany z budżetu ogromnymi dopłatami. Z najnowszej prognozy wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że deficyt tego funduszu wyniesie w latach 2011 – 2015 co najmniej 303 mld zł. Maksymalnie – 417 mld zł. Ostatnia pięcioletnia prognoza szacowała ten deficyt (w latach 2009 – 2013) na kwotę od 216 do 334 mld zł.
Na niską aktywność zawodową Polaków nakłada się też problem starzejącego się społeczeństwa. Nie dość, że niewiele osób pracuje, to szybko przybywa osób w wieku poprodukcyjnym, które urodziły się w latach powojennego wyżu demograficznego.
Starsi nie zabierają pracy
Wiktor Wojciechowski z Fundacji FOR podkreśla też, że nie ma powodu, aby obawiać się, że podniesienie wieku emerytalnego zmniejszy liczbę miejsc pracy.
– Badania pokazują, że mitem jest, iż osoby starsze zabierają pracę młodszym. Im więcej osób wysyłamy na świadczenia, tym bardziej trzeba zwiększyć klin podatkowy, z których te świadczenia są sfinansowane. A im jest on wyższy, tym niższe zatrudnienie, zwłaszcza młodych – przekonuje Wiktor Wojciechowski.
Dodaje, że w innych krajach, gdzie udawało się zwiększyć zatrudnienie starszych, nie powodowało to wzrostu bezrobocia młodych. Było wręcz odwrotnie.
Eksperci zauważają, że jeśli zmiany nie zostaną wprowadzone z przygotowaniem, to wymusi je demografia i problemy systemu emerytalnego. Wtedy nie tylko trzeba będzie radykalnie ograniczyć przywileje, zamrozić wypłaty i szybko podnosić wiek emerytalny, ale może się też okazać, że trzeba będzie obniżać świadczenia i podnosić podatki i składki.
59 lat ma średnio osoba odchodząca w Polsce na emeryturę
61,5 lat to średnia dla krajów UE
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna