Kolejna rozprawa o mobbing w nowosolskim Urzędzie Skarbowym.
Grażyna D., która od „skarbówki” domaga się 12 tys. zł. odszkodowania, niespodziewanie ujawniła nowe okoliczności sprawy. Kobieta sugeruje, że urząd mógł nasłać na nią policję, a jeden z kontrolerów podszywał się pod serwisanta pieców gazowych i chciał się dostać do jej domu.Sprawa byłej pracownicy Urzędu Skarbowego w Nowej Soli Grażyny D. toczy się przed nowosolskim sądem pracy od kilku miesięcy. Kobieta zarzuca swoim byłym pracodawcom mobbing i domaga się odszkodowania oraz zadośćuczynienia za krzywdy.
Jak to z piecem było?
Zeznania Adama D., kierownika referatu kontroli podatkowej zbliżały się już do końca, kiedy Grażyna D. zapytała go, czy był u niej w domu w sprawie naprawy pieca gazowego... Większość z obecnych na sali rozpraw była zaskoczona pytaniem. Kobieta wstała, powiedziała, że chce złożyć oświadczenie i zaczęła opowiadać do protokołu historię pewnego donosu.
Chodziło o skargę na nią, którą kilka lat temu do Urzędu Skarbowego w Nowej Soli złożył pewien pokłócony z nią przedsiębiorca. Zarzuty dotyczyły okresu przed przyjściem urzędniczki do pracy w Nowej Soli (kobieta przeniosła się z urzędu w Zielonej Górze – red.). Co było w skardze? – Napisał w niej, że chodzę pijana po wsi i że podszywając się pod jego firmę ukradłam piec gazowy. - opowiadała Grażyna D. Z relacji kobiety wynika, że krótko po tym doniesieniu zatrzymała ją policja – Wyjechałam wtedy z Urzędu Skarbowego i jechałam do Zielnej Góry, zatrzymali mnie policjanci i sprawdzili, czy jestem trzeźwa. Zapytałam dlaczego, a oni odpowiedzieli, że dostali zgłoszenie, że jadę pijana. Dzień albo dwa dni później od mamy dowiedziałam się, że w domu był jakiś pan i pytał o naprawę pieca gazowego. Było to o tyle dziwne, że my nie mamy, ani pieca gazowego, ani w ogóle gazu. Pytałam jak on wyglądał a opis mamy pasował do kierownika referatu kontroli. Później kilka razy widziałyśmy pana Adama D. na mieście i pytałam ją, czy to faktycznie on. Nie miała żądnych wątpliwości - relacjonowała kobieta. Dla Grażyny D. było jasne, że zatrzymanie przez policję i wizyta tajemniczego gazownika pokrywały się z tym, o czym pisał w skardze na nią przedsiębiorca. - Odczułam to, jako sprawdzanie mnie przez urząd i to bez żadnego oficjalnego postępowania – mówiła kobieta.
To był konflikt
Opowieść zaskoczyła praktycznie wszystkich. Naczelnik Urzędu Skarbowego Iwona Słomska błyskawicznie poprosiła o głos i złożyła własne oświadczenie – W sprawie skargi, którą dostaliśmy postanowiłam w trybie nagłym wyjaśnić sprawę u jej poprzedniego pracodawcy. Nie dostaliśmy wtedy żadnej odpowiedzi. Poprosiłam również o sprecyzowanie zarzutów podatnika, który przysłał doniesienie. Swoje wyjaśnienia złożyła również pani Grażyna i stwierdziła, że to pomówienia. Nie wszczęliśmy wtedy postępowania dyscyplinarnego, bo uznałam, że skarga to w 95 proc. efekt konfliktu między nimi – tłumaczyła naczelniczka.
Sam Adam D. twierdził, że tego dnia, w którym miał podawać się za gazownika, nie wychodził z urzędu. Zeznawał również, że atmosfera pracy w jego referacie „nie jest najgorsza”, a w całym urzędzie klimat pracy jest coraz lepszy. Jako podstawę takich ocen brał coroczne ankiety, które wypełniają pracownicy.
Przed Adamem D. zeznawał Bogdan W., kierownik referatu podatku dochodowego, który zachwalał współpracę z T. Piaskowskim (według Grażyny D. to właśnie przede wszystkim on miał ją mobbingować – red.) - Pan naczelnik zawsze był dostępny, mogę liczyć na jego pomoc i zrozumienie. A co w mojej ocenie jest istotne, prezentuje bardzo wysoki poziom merytoryczny – mówił.
Depresyjny fiskus
Grażyna D. przyszła do nowosolskiej skarbówki w lipcu 2006 roku. Była doświadczonym pracownikiem, wcześniej przez 26 lat pracowała w skarbówce w Zielonej Górze. Firmę zmieniła, dlatego, że przeprowadziła się w okolice Nowej Soli. Wytrzymała niecałe dwa lata. Winą za to obarcza przede wszystkim z-cę naczelnika Tomasz Piaskowskiego – Przychodził, mówił dzień dobry pani Grażyno jak się pracuje. Dobrze? To dobrze. Puszczał oczko i sobie szedł. Potrafił po tak 15 razy dziennie. Byłam odważną, energiczną osobą, ale oni mnie stłamsili. Ja długoletnia pracownica, która potrafiła sobie zorganizować pracę cokolwiek nie zrobiłam zawsze było źle. Nie wiedziałam, co mam robić, żeby sprostać ich oczekiwaniom. – opowiadała urzędniczka o T. Piaskowskim. Po niecałym roku zaczęła się leczyć psychiatrycznie. Stwierdzono u niej zaburzenia adaptacyjne lękowo-depresyjne, w końcu odeszła. Radca prawny urzędu odpiera zarzuty. Zaprzecza, że kobietę dyskryminowano. - Argumenty w pozwie są jedynie subiektywnymi odczuciami – czytamy w odpowiedzi na pozew, z którego wynika, że urzędniczka była po prostu złym pracownikiem - odwlekała decyzje, nie znała prowadzonych przez siebie spraw, nie była samodzielna i nie miała inicjatywy.
Jak zeznają świadkowie
W naszych artykułach opisaliśmy opowieści osób, które twierdzą, że podlegały mobbingowi. Ich zarzuty są poważne: zastraszanie, zmuszanie do donosicielstwa i rozliczanie nawet z ilości wyjść do toalety. Niektórzy mieli nie wytrzymywać presji i popadali w depresję i nerwice. Z urzędu odchodzili nawet doświadczeni pracownicy z 20-letnim stażem. Niektóre osoby na urząd mówiły wręcz obóz pracy, w którym ludzi traktuje się jak śmiecia. Sprawą zajmuje się izba skarbowa, do której wpłynęły skargi na naczelnika i jego zastępcę. Ale podczas procesu zeznają również świadkowie, którzy twierdzą, że o żadnym mobbingu nie słyszeli. Ewa W., pracownica skarbówki z 18-letnim doświadczeniem: - Pracuje mi się dobrze. W każdej firmie są trudne i lepsze chwile, nawał pracy powoduje cięższe dni – opowiadała kobieta, która o współpracy z T. Piaskowskim mówiła: - Nigdy nie miałam nim żadnego problemu. Z mojej strony współpraca z nim układała się poprawnie, a on odnosił się do mnie bardzo spokojnie. Naczelnik I. Słomska pytała ją czy traktuje urząd, jako obóz pracy. - Gdyby tak było poszłabym na emeryturę, uprawnienia mam od trzech lat - odpowiedziała urzędniczka.
Zastanawiam ile jest urzędów w Polsce oprócz Nowej Soli a i wiem już, że i Krosna Odrzańskiego- gdzie też toczy się proces, który wytoczył były poborca o mobbing, coś podobno dzieje się we Wschowie takie wieści niosą ptaszki, pytam ile jest urzędów w Polsce, gdzie dzieją się takie sprawy - proszę napiszcie jak jest u Was - pozdrawiam Alicja
Jak to z piecem było?
Zeznania Adama D., kierownika referatu kontroli podatkowej zbliżały się już do końca, kiedy Grażyna D. zapytała go, czy był u niej w domu w sprawie naprawy pieca gazowego... Większość z obecnych na sali rozpraw była zaskoczona pytaniem. Kobieta wstała, powiedziała, że chce złożyć oświadczenie i zaczęła opowiadać do protokołu historię pewnego donosu.
Chodziło o skargę na nią, którą kilka lat temu do Urzędu Skarbowego w Nowej Soli złożył pewien pokłócony z nią przedsiębiorca. Zarzuty dotyczyły okresu przed przyjściem urzędniczki do pracy w Nowej Soli (kobieta przeniosła się z urzędu w Zielonej Górze – red.). Co było w skardze? – Napisał w niej, że chodzę pijana po wsi i że podszywając się pod jego firmę ukradłam piec gazowy. - opowiadała Grażyna D. Z relacji kobiety wynika, że krótko po tym doniesieniu zatrzymała ją policja – Wyjechałam wtedy z Urzędu Skarbowego i jechałam do Zielnej Góry, zatrzymali mnie policjanci i sprawdzili, czy jestem trzeźwa. Zapytałam dlaczego, a oni odpowiedzieli, że dostali zgłoszenie, że jadę pijana. Dzień albo dwa dni później od mamy dowiedziałam się, że w domu był jakiś pan i pytał o naprawę pieca gazowego. Było to o tyle dziwne, że my nie mamy, ani pieca gazowego, ani w ogóle gazu. Pytałam jak on wyglądał a opis mamy pasował do kierownika referatu kontroli. Później kilka razy widziałyśmy pana Adama D. na mieście i pytałam ją, czy to faktycznie on. Nie miała żądnych wątpliwości - relacjonowała kobieta. Dla Grażyny D. było jasne, że zatrzymanie przez policję i wizyta tajemniczego gazownika pokrywały się z tym, o czym pisał w skardze na nią przedsiębiorca. - Odczułam to, jako sprawdzanie mnie przez urząd i to bez żadnego oficjalnego postępowania – mówiła kobieta.
To był konflikt
Opowieść zaskoczyła praktycznie wszystkich. Naczelnik Urzędu Skarbowego Iwona Słomska błyskawicznie poprosiła o głos i złożyła własne oświadczenie – W sprawie skargi, którą dostaliśmy postanowiłam w trybie nagłym wyjaśnić sprawę u jej poprzedniego pracodawcy. Nie dostaliśmy wtedy żadnej odpowiedzi. Poprosiłam również o sprecyzowanie zarzutów podatnika, który przysłał doniesienie. Swoje wyjaśnienia złożyła również pani Grażyna i stwierdziła, że to pomówienia. Nie wszczęliśmy wtedy postępowania dyscyplinarnego, bo uznałam, że skarga to w 95 proc. efekt konfliktu między nimi – tłumaczyła naczelniczka.
Sam Adam D. twierdził, że tego dnia, w którym miał podawać się za gazownika, nie wychodził z urzędu. Zeznawał również, że atmosfera pracy w jego referacie „nie jest najgorsza”, a w całym urzędzie klimat pracy jest coraz lepszy. Jako podstawę takich ocen brał coroczne ankiety, które wypełniają pracownicy.
Przed Adamem D. zeznawał Bogdan W., kierownik referatu podatku dochodowego, który zachwalał współpracę z T. Piaskowskim (według Grażyny D. to właśnie przede wszystkim on miał ją mobbingować – red.) - Pan naczelnik zawsze był dostępny, mogę liczyć na jego pomoc i zrozumienie. A co w mojej ocenie jest istotne, prezentuje bardzo wysoki poziom merytoryczny – mówił.
Depresyjny fiskus
Grażyna D. przyszła do nowosolskiej skarbówki w lipcu 2006 roku. Była doświadczonym pracownikiem, wcześniej przez 26 lat pracowała w skarbówce w Zielonej Górze. Firmę zmieniła, dlatego, że przeprowadziła się w okolice Nowej Soli. Wytrzymała niecałe dwa lata. Winą za to obarcza przede wszystkim z-cę naczelnika Tomasz Piaskowskiego – Przychodził, mówił dzień dobry pani Grażyno jak się pracuje. Dobrze? To dobrze. Puszczał oczko i sobie szedł. Potrafił po tak 15 razy dziennie. Byłam odważną, energiczną osobą, ale oni mnie stłamsili. Ja długoletnia pracownica, która potrafiła sobie zorganizować pracę cokolwiek nie zrobiłam zawsze było źle. Nie wiedziałam, co mam robić, żeby sprostać ich oczekiwaniom. – opowiadała urzędniczka o T. Piaskowskim. Po niecałym roku zaczęła się leczyć psychiatrycznie. Stwierdzono u niej zaburzenia adaptacyjne lękowo-depresyjne, w końcu odeszła. Radca prawny urzędu odpiera zarzuty. Zaprzecza, że kobietę dyskryminowano. - Argumenty w pozwie są jedynie subiektywnymi odczuciami – czytamy w odpowiedzi na pozew, z którego wynika, że urzędniczka była po prostu złym pracownikiem - odwlekała decyzje, nie znała prowadzonych przez siebie spraw, nie była samodzielna i nie miała inicjatywy.
Jak zeznają świadkowie
W naszych artykułach opisaliśmy opowieści osób, które twierdzą, że podlegały mobbingowi. Ich zarzuty są poważne: zastraszanie, zmuszanie do donosicielstwa i rozliczanie nawet z ilości wyjść do toalety. Niektórzy mieli nie wytrzymywać presji i popadali w depresję i nerwice. Z urzędu odchodzili nawet doświadczeni pracownicy z 20-letnim stażem. Niektóre osoby na urząd mówiły wręcz obóz pracy, w którym ludzi traktuje się jak śmiecia. Sprawą zajmuje się izba skarbowa, do której wpłynęły skargi na naczelnika i jego zastępcę. Ale podczas procesu zeznają również świadkowie, którzy twierdzą, że o żadnym mobbingu nie słyszeli. Ewa W., pracownica skarbówki z 18-letnim doświadczeniem: - Pracuje mi się dobrze. W każdej firmie są trudne i lepsze chwile, nawał pracy powoduje cięższe dni – opowiadała kobieta, która o współpracy z T. Piaskowskim mówiła: - Nigdy nie miałam nim żadnego problemu. Z mojej strony współpraca z nim układała się poprawnie, a on odnosił się do mnie bardzo spokojnie. Naczelnik I. Słomska pytała ją czy traktuje urząd, jako obóz pracy. - Gdyby tak było poszłabym na emeryturę, uprawnienia mam od trzech lat - odpowiedziała urzędniczka.
Zastanawiam ile jest urzędów w Polsce oprócz Nowej Soli a i wiem już, że i Krosna Odrzańskiego- gdzie też toczy się proces, który wytoczył były poborca o mobbing, coś podobno dzieje się we Wschowie takie wieści niosą ptaszki, pytam ile jest urzędów w Polsce, gdzie dzieją się takie sprawy - proszę napiszcie jak jest u Was - pozdrawiam Alicja