Przez kilka lat dwaj pracownicy urzędu skarbowego w centrum Krakowa wypłacali na własną rękę pieniądze z depozytów zajętych na potrzeby postępowań egzekucyjnych. Chodzi o dziesiątki tysięcy złotych.
Prokuratura oskarżyła Andrzeja W., byłego kierownika wydziału egzekucji, oraz Jana E., pracownika tegoż urzędu. Zarzuca im niedopełnienie obowiązków i przywłaszczenie pieniędzy z depozytów zarekwirowanych na konto postępowań egzekucyjnych.
Na trop afery trafiono podczas inwentaryzacji. Okazało się, że w pomieszczeniach działu egzekucji leżą waluty, biżuteria, kolekcje filatelistyczne, setki butelek alkoholi, a nawet tablice rejestracyjne. Oficjalnie były depozytami zajętymi na poczet postępowań egzekucyjnych. Tylko nikt nic o nich nie wiedział. Jednak prawdziwa bomba wybuchła, gdy okazało się, że dwaj pracownicy US na własną rękę likwidowali depozyty zarówno walutowe i złotówkowe w bankach, również zajęte na poczet spraw, w których toczyły się egzekucje. Oficjalnie można to robić tylko na polecenie naczelnika urzędu bądź głównej księgowej. Pieniądze w walutach powinny zostać wymienione na złotówki i wpłacone na poczet skarbu państwa. W tych przypadkach tak się nie działo. A chodziło o kwoty zarówno w złotówkach jak i w obcych walutach. Wedle śledczych działo się tak co najmniej od 1999 do 2007 roku, a to dlatego, że Andrzej W. jako kierownik działu egzekucji wykorzystywał nadmierne zaufanie jakim darzono go na tym stanowisku. Kilka depozytów na jego polecenie wybrał inny pracownik urzędu Jan E. Zdaniem prokuratury skarb państwa stracił w ten sposób co najmniej 100 tys. zł!
Na trop afery trafiono podczas inwentaryzacji. Okazało się, że w pomieszczeniach działu egzekucji leżą waluty, biżuteria, kolekcje filatelistyczne, setki butelek alkoholi, a nawet tablice rejestracyjne. Oficjalnie były depozytami zajętymi na poczet postępowań egzekucyjnych. Tylko nikt nic o nich nie wiedział. Jednak prawdziwa bomba wybuchła, gdy okazało się, że dwaj pracownicy US na własną rękę likwidowali depozyty zarówno walutowe i złotówkowe w bankach, również zajęte na poczet spraw, w których toczyły się egzekucje. Oficjalnie można to robić tylko na polecenie naczelnika urzędu bądź głównej księgowej. Pieniądze w walutach powinny zostać wymienione na złotówki i wpłacone na poczet skarbu państwa. W tych przypadkach tak się nie działo. A chodziło o kwoty zarówno w złotówkach jak i w obcych walutach. Wedle śledczych działo się tak co najmniej od 1999 do 2007 roku, a to dlatego, że Andrzej W. jako kierownik działu egzekucji wykorzystywał nadmierne zaufanie jakim darzono go na tym stanowisku. Kilka depozytów na jego polecenie wybrał inny pracownik urzędu Jan E. Zdaniem prokuratury skarb państwa stracił w ten sposób co najmniej 100 tys. zł!
Andrzej W. nie przyznaje się do winy. W śledztwie twierdził, że pieniądze z depozytów wpłacił na poczet opłat za parkowanie samochodów, jakie urząd skarbowy był winny Polmozbytowi. Jak twierdził, część pieniędzy wyłożył też z własnej kieszeni wspólnie z Janem E., ale prokuratura w to nie wierzy. Drugi z oskarżonych urzędników nie przyznał się i w ogóle odmówił zeznań.
Z Andrzejem W. umowę o pracę rozwiązano dwa miesiące temu. Drugi oskarżony nadal pracuje w urzędzie.
Z Andrzejem W. umowę o pracę rozwiązano dwa miesiące temu. Drugi oskarżony nadal pracuje w urzędzie.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków